poniedziałek, 19 września 2016

Jak wygraliśmy walkę z jadem żmii? -nasze przeżycia


Wakacje dawno minęły, u nas już wszystko w porządku, ale dopiero teraz postanowiłam to napisać. Jak to się stało? Jakie były objawy ugryzienia przez żmiję?
Zapraszam do czytania!

W sierpniu spędziliśmy tydzień na wakacjach u babci. Było super. Wreszcie spacerowanie w innym miejscu, socjalizacja z małymi dziećmi...

W końcu nadszedł dzień, w którym mieliśmy wracać do domu. Wracać mieliśmy po południu, więc jeszcze około jedenastej-dwunastej wybraliśmy się (razem z bratem i kuzynem) na naprawdę krótki spacer. Było strasznie zimno. Razem z powrotem zrobiliśmy około kilometra.
Po powrocie do domu (jeszcze do babci) Rubik kładł się, ale nie mógł zasnąć. Wiercił się, trząsł...
Nie wiedziałam co mu się dzieje.
Na chwilę wyszłam od babci. Rubik ma lęk separacyjny więc kiedy tylko przyjdę (nawet jeśli nie było mnie 2 minuty) skacze, piszczy, "rozmawia" ze mną i nie może opanować emocji.
Kiedy wyszłam jego piszczenie było inne. Piszczał słabiej, jakby nie mógł i brzmiał całkiem inaczej.
Kiedy wróciłam, ledwo (a nawet wcale) było widać, że się cieszy. Postanowiłam więc trochę go ożywić. Dotykałam ogona, zawsze wtedy go łapał, gonił. Też nic. Szybko, nie robiąc praktycznie żadnej przerwy zaczęłam drapać pod bródką. Pisk. Nie pewna powodu jego piszczenia dotykam jeszcze raz, łapię za ogon. Nic. Niepewnie jeszcze raz pod brodą. Pisk.
Chwilę po tym dokładnie tam gdzie go bolało napuchł.


(na  zdjęciach widać dokładnie gdzie opuchł, mam nadzieję, że jakość zostanie mi wybaczona)

Sprawdzałam (już nie dotykając tam, by nie zadać bólu) czy nie ma nigdzie żądła. Nie było. Chwilę potem postanowiłam też sprawdzić wewnątrz pyska. Rubik był przyzwyczajony, że zaglądam mu do pyska, ponieważ często zjadał to czego nie powinien.
Na początku zabierał pysk. Starałam się to zrobić naprawdę delikatnie. Wtedy warknął. Nie trwało to nawet sekundy, ale dało mi znać, że coś jest nie tak. Po skojarzeniu faktów (gonienie przez psa osy u babci w domu, bark żądła) stwierdziłam, że była to osa.
Po telefonie do Pani weterynarz zaczęłam robić mu zimne okłady. Kiedy Rubik zorientował się, że mu pomagają zaczął sam kłaść na nich głowę, chociaż wcześniej tego nie robił, ponieważ go bolało.

Po powrocie już do naszego domu Rubik poczuł się o wiele lepiej. Kładł głowę bez zimnego okładu. Mimo to nie mogłam pozwolić sobie na nie pojechanie do weterynarza.

Na miejscu Pani weterynarz zapytała czy ugryzła go na pewno osa, a nie żmija. Jako, że na spacerze uważnie go obserwowałam, szłam środkiem ulicy i nie wpuszczałam go w wysokie trawy świadoma obecności żmij w tym miejscu bez wahania odparłam, że to na pewno osa.

Rubik został ponad godzinę na kroplówkę i całą resztę zastrzyków, antybiotyków i innych.
Kiedy wróciliśmy pani doktor pokazała nam wybroczyny jakie zrobiły mu się od strony zębów wewnątrz pyska i oznajmiła, że to jednak mogła być żmija. Załamałam się kiedy przypomniała mi się jak yorka cioci ugryzła żmija. Nie przeżył nawet dwudziestu czterech godzin. Okropnie się martwiłam.
Rubik dostał witaminy, które miałam podawać mu trzy razy dziennie. Następnego dnia mieliśmy wrócić na kroplówkę.
Były wymioty po każdym jedzeniu, mimo, że apetyt miał.
Opuchlizna była coraz większa, schodziła również na klatkę piersiową.

Następnego dnia znów do weterynarza. Kroplówki, antybiotyki, witaminy, a także leki przeciwwymiotne. Wymioty jednak nie ustały.
tak wyglądał każdy dzień Rubika- Kroplówki, leki,sen

Jako, że my jechaliśmy na wesele, psem opiekował się nasz sąsiad. Dawał witaminy, wyprowadzał.
Wymioty nie przechodziły.

W dzień poprawin miałam napisać do Pani weterynarz jak czuje się Rubik. Kiedy dostałam odpowiedź, w której między innymi pisało "myślę, że kryzys zażegnany" ucieszyłam się jak dziecko. Zrobiło mi się naprawdę o wiele lepiej.
Jedyne co się pojawiło to przekrwione oczy.

Z każdym kolejnym dniem było już coraz lepiej.
Jedyne co się działo to wybroczyny na klatce i wszędzie, gdzie była opuchlizna.
W międzyczasie zdążyliśmy jeszcze wybrać się na parę dni do babci.
W końcu Pani weterynarz powiedziała tylko, że mamy wziąć leki i witaminy do końca i będzie to już tyle. Nasze leczenie dobiegnie końca :)
na tym zdjęciu widać jeszcze wiszącą skórę po opuchliźnie
W końcu oczy nie były już czerwone, wybroczyny znikły, a pies wyłysiał tam gdzie wcześniej był opuchnięty. Psi fryzjer tak obciął Rubika, że prawie tego nie widać. :)
Włosy powoli odrastają, a my wracamy do życia :) Cieszymy się nadchodzącą jesienią i zimą. Wtedy będzie można spokojnie spacerować, bez obaw o żmije.


Dziękuję wszystkim, który przeczytali ten post :)
Pozdrawiamy!
Karolina & Rubik

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że tak to się zakończyło, straszna historia! :o

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie piszesz, to dobrze,że Rubik wyzdrowiał, mam nadzieję, że już nie będzie takich sytuacji

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że wszystko się dobrze zakończyło.

    daisysportingyork.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak wszystko dobrze to dobrze :)

    http://kreatywnosc-jest-kluczem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu przerażające o.O Dobrze, że wszystko już z nim dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. The BEST Live Casino Site - LuckyClub Live
    Top-quality games available across the world, including slot, poker, and casino luckyclub.live table games. Come out and play and bet live! Luckyclub.lv is a live casino that provides

    OdpowiedzUsuń