poniedziałek, 13 marca 2017

Choroba lokomocyjna- nasze postępy

Na rok 2016 postawiłam sobie m.in. takie cele jak nauka czystości i pokonywanie choroby lokomocyjnej. Choroby lokomocyjnej całkiem nie pokonaliśmy, ale zrobiliśmy postępy, z których jestem naprawdę zadowolona :) W jaki sposób przekonywałam Rubika do jazdy samochodem? Zapraszam do czytania!


Na początku z Rubikiem było naprawdę źle. Bał się samochodu, podczas jazdy strasznie dyszał, ślinił się oraz wymiotował. Wtedy 14 kilometrów (z dość długą przerwą w połowie) było dla niego wyzwaniem i nie obyło się bez wyżej wymienionych objawów.

Robiło się coraz cieplej, więc też sporo siedzieliśmy na podwórku. Wtedy w końcu postanowiłam zacząć przyzwyczajać Rubika do samochodu oraz jazdy nim. Głównie skupiłam się na trzech rzeczach:

SAMOCHÓD JUŻ NIE STRASZNY 

Na początku musiałam przyzwyczaić go do samego samochodu, w którym miał jeździć. Wzięłam ser i wchodziłam do samochodu, a za mną wskakiwał Rubik. Wydawałam komendę "siad" i nagradzałam go, powtarzaliśmy to parę razy. Czasem też kładłam gdzieś ser, a Rubik musiał się do niego przedostać (np. kładłam go na siedzenie obok). Kiedy już widziałam, że nie ma problemu z samym przebywaniem w samochodzie i pies nie skupia się na tym gdzie jest, ale na mnie zaczęłam powoli przyzwyczajać go do muzyki, która bardzo często była odtwarzana w samochodzie.
Zaczęłam od bardzo cichej muzyki, nagradzałam kiedy widziałam, że Rubik się nie stresuje tylko czeka na nagrodę. Stopniowo zaczęłam zwiększać głośność, ale nie przesadzałam z uwagi na słuch psów i Rubik jest przyzwyczajony jedynie do mniej niż połowy maksymalnej głośności :)
Czasami też bawiliśmy się w aucie zamiast nagradzać serem ;)

PODRÓŻE BEZ CELU

Często kiedy ktoś po coś jechał (np. do sklepu, odwieźć kogoś) wsiadałam z Rubikiem i jechałam razem z nimi. Mieszkami na wsi, więc szybko jechać i tak nie możemy, a dla psa to zawsze dodatkowe przyzwyczajanie się przed dłuższymi dystansami. Po powrocie pies był chwalony, a ja z jazdy na jazdę byłam coraz bardziej dumna, kiedy patrzyłam jak już nie dyszy i nie ślini się.
Kiedyś już po wejściu do samochodu dyszał, teraz zaczyna dopiero kiedy jedziemy coraz dalej, a później znów się uspokaja.

SPACER JAKO NAGRODA

To chyba moja ulubiona część pokonywania choroby :) Wyjeżdżaliśmy samochodem w miejsce, w którym rzadko spacerujemy i po prostu spacerowaliśmy. Dla psa to nowe zapachy i nowe miejsca do biegania, a dla mnie również dużo fajnych zdjęć :)  Po kilku takich spacerach Rubik sam biegł pod drzwi od samochodu i czekał aż je otworzę. 


Jestem bardzo zadowolona z postępów jakie zrobiliśmy i mam nadzieję, że kiedyś uda nam się pokonać chorobę lokomocyjną całkowicie :) Ostatnio daliśmy radę przejechać 16 km w jedną stronę! 

Dziękujemy za przeczytanie!
Pozdrawiamy.
Karolina, Arbi, Rubik i Ami

PS: Kompletnie nie mam pomysłu na nową nazwę bloga, ale staram się jak mogę :/ Niedługo powinien pojawić się nowy wygląd.

3 komentarze:

  1. Loki co prawda choroby komunikacyjnej nie ma, ale niecierpliwi go jeżdżenie autem. Chyba właśnie nie może doczekać się celu podróży, który najczęściej jest dla niego przyjemny (spacer, bieganie, wybieg dla psów), więc trudno stwierdzić czy piszczy w aucie, bo go nie lubi czy dlatego, że już nie może się doczekać końca podróży:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nela nie ma choroby lokomocyjnej, wręcz przeciwnie - uwielbia jazdę samochodem, zawsze sama chętnie wskakuje do niego, lecz podczas podróży czasami jest niecierpliwa i kieeeeeeedyś zdarzyło jej się zwymiotować :/ ale teraz już jest ok. 1 zdjęcie jest przeurocze <3 No i gratuluję zwalczenia tej choroby lokomocyjnej! :)
    Pozdrawiamy!
    smallshaggy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy ten sam problem, no dobra prawie ten sam. Pies po wejściu do samochodu i przejechaniu kawałka: dyszy, nie chce zejść z kolan i pcha się. Nie wspominając że zrobienie czegokolwiek jak rozpięcie/zapięcie pasa, wyjście bez niego z auta to istny cyrk. W sumie dobra metoda, może wypróbujemy i uda nam się zajechać dalej niż 120km. To nasz rekord z psem, ale dyszenie i etc nadal nam towarzyszyła.

    OdpowiedzUsuń